W 1997 roku do mojej przychodni prenatalnej zgłosiło się na konsultację małżeństwo li., które wcześniej straciło troje dzieci. W 1978 roku urodził im się chłopiec, a w 1982 roku dziewczynka, u których w ciągu godziny po porodzie wystąpiły poważne zaburzenia oddychania. Dzieci te zmarły po przewlekłej chorobie. W1985 roku urodził się zdrowy syn. W1988 roku po podobnej chorobie zmarła następna córeczka. Małżonkowie byli kuzynami i choć małżeństwa kuzynów na ogół nie wiążą się z podwyższonym ryzykiem wystąpienia chorób genetycznych, to w tym wypadku wzięłam ten fakt pod uwagę. Niestety, po konsultacji mogłam stwierdzić tylko, że prawdopodobnie mamy do czynienia z chorobą dziedziczoną recesywnie i że zachodzi wysokie (25%) ryzyko powtórnego wystąpienia choroby. Kobieta była zdrowa, w czwartym miesiącu ciąży, płód rozwijał się prawidłowo.
Dziewczynka, która urodziła się parę miesięcy po moich badaniach, także zachorowała w ciągu pierwszej godziny życia i zmarła po 2 dniach. Ale wtedy już wiedzieliśmy o wiele więcej o chorobach płuc uwarunkowanych genetycznie i szybko postawiliśmy diagnozę wrodzonego braku jednego z peptydów (tak zwanego peptydu B) surfaktantu, który wyścieła wnętrze płuc i jest bezwzględnie potrzebny do normalnego oddychania. Ustalenie choroby było możliwe dzięki obserwacji i badaniu dziecka po porodzie. Znaleźliśmy dwie identyczne kopie mutacji genu peptydu B u dziewczynki oraz po jednej kopii u obojga rodziców, którzy byli nosicielami tej choroby. Okazało się, że istnieje także możliwość diagnozy prenatalnej za pomocą genetycznych badań molekularnych. Lecz rodzice nie byli pewni, czy chcą jeszcze raz przez to wszystko przejść.
W 2000 roku matka ponownie zaszła w ciążę. Molekularne badania prenatalne peptydu SPB wykazały, że dziecko będzie zdrowe; ponieważ matka była już po czterdziestce, wykonaliśmy także badania chromosomowe, które wykazały, że małe nie ma zespołu Downa. Chłopczyk urodził się zdrowy, lecz szczęście trwało krótko. Już w pierwszym półroczu nastąpiły niepokojące objawy: ciągle płakał, nie rozwijał się w normalnym tempie, wydawało się, że nie widzi i nie słyszy. Specjalnie przerwałam urlop macierzyński, aby go zbadać. Moje badanie kliniczne stwierdziło zaburzenia neurologiczne, a badania biochemiczne i genetyczne wykazały, że jest chory na postępującą chorobę neurologiczną – zespół Krabbego. Jest to jedna z chorób spichrzeniowych, która powoduje przewlekłe i postępujące zmiany w układzie nerwowym (niedorozwój umysłowy, osłabienie mięśni, porażenia, epilepsję, głuchotę oraz ślepotę) i prowadzi do śmierci w ciągu 4-5 lat. W ten okropny sposób małżonkowie dowiedzieli się, że są nosicielami dwóch śmiertelnych, zupełnie niezwiązanych ze sobą chorób recesywnych (jedna jest zakodowana w chromosomie 14, a druga w chromosomie 2).